OPIEKA NAD DZIEĆMI
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że jak wiadomo, Szwajcaria jest mocno zdecentralizowana i tradycyjne “to zależy od kantonu” również tutaj znajduje swoje zastosowanie.
Wariantów opieki nad dziećmi jest w Szwajcarii kilka. Tradycyjnie w rodzinie wyglądało to tak, że mąż i ojciec pracuje zawodowo i zarabia na potrzeby finansowe całej rodziny, a żona i matka opiekuje się gospodarstwem domowym oraz dziećmi. W Szwajcarii “instytucja” dziadków nie jest tak często wykorzystywana przez rdzennych mieszkańców jak w Polsce, a w przypadku osób pochodzących z innych krajów, jest zwyczajnie niedostępna (trochę trudniej podrzucić swoje potomstwo do babci na popołudnie czy weekend, jeśli babcia mieszka jakieś tysiąc kilometrów od nas…). Co więc nam zostaje?
KiTa
Kita to zbiorcze określenie instytucji, które możnaby porównać ze żłobkiem (Krippe), przedszkolem (Kindergarten) i świetlicą (Hort). Kosztuje ona około 500 franków bez dofinansowania (z mojego doświadczenia wynika, że jest to zazwyczaj trochę więcej, od 500 do 570, w zależności również od wieku dziecka: do 18 miesięcy kosztuje to trochę więcej) na miesiąc za opiekę podczas jednego dnia w tygodniu (1000 za dwa, 1500 za trzy, 2000 za cztery oraz około 2500 franków za opiekę od poniedziałku do piątku). Często dla rodzeństwa oferowane są zniżki, 5-10 procent, czasem dopiero od trzeciego dziecka. Rodziny zarabiające poniżej pewnego progu (około 90 000 na rok) mogą starać się o dofinansowanie.
Jeśli chodzi o dostępność miejsc, to pół żartem, pół serio mówi się, że zapisać dziecko do Kity należy w momencie, gdy dowiadujemy się o ciąży. Jeśli planujemy opiekę pięć dni w tygodniu, to ma to w sobie ziarno prawdy, jednak gdy chcemy posłać malucha tam jedynie na dzień-dwa i w dodatku nie jest to dla nas bardzo ważne, które to będą dni, to już jest trochę łatwiej. Gdy już uda nam się dziecko do Kity zapisać, to czeka nas okres adaptacji: przez pierwsze dwa tygodnie dziecko zacznie od godziny spędzonej w placówce razem z rodzicem, stopniowo wydłużając czas pobytu swojego i skracając czas pobytu rodzica, aż do pełnego dnia bez rodzica.
Tagesmutter
“Dzienna matka” to osoba, która zajmuje się dziećmi u siebie w mieszkaniu, zazwyczaj mając ze sobą również swoje dzieci. Koszt to około 8 franków za godzinę, długość opieki i ilość dni w tygodniu są do ustalenia z konkretną osobą. Tagesmutter powinna przejść odpowiednie kursy i mieć uprawnienia do wykonywania tego zawodu.
Niania
Niania to koszt od kilkunastu do nawet 40 franków za godzinę. Nawet kilkunastoletnie dziewczyny mogą legalnie pracować jako babysitter, po przejściu kursów organizowanych m.in. przez Czerwony Krzyż. Jeśli chcemy poprosić nastoletnią córkę sąsiadki o przypilnowanie naszych pociech przez wieczór to niepisana zasada brzmi tak: płacimy tyle franków za godzinę, ile młoda niania ma lat.
W przypadku niań z długoletnim doświadczeniem, kwalifikacjami i wykształceniem, ceny zaczynają się od 25 franków za godzinę. Niania zajmuje się dziećmi w domu rodziny, wychodzi z nimi na spacery.
Istnieje wiele stron internetowych zrzeszających nianie, choć większość szuka sprawdzonej osoby po znajomości.
Au-pair
Au-pair to młoda osoba (18-29 lat) pochodząca z innego kraju, której zapewniamy zakwaterowanie i utrzymanie oraz tak zwane kieszonkowe (570-740 franków na miesiąc) w zamian za jej usługi opieki nad dziećmi, maksymalnie 30 godzin w tygodniu. Au-pair mają zagwarantowane dni wolne, czas na naukę języka i opłacenie minimum połowy jej kosztów, oraz tradycyjnie traktowane są bardziej jak (czasowy: od roku, do maksymalnie 18 miesięcy) członek rodziny niż jako pracownik.
Spielgruppe
Spielgruppe to spotkania dla dzieci, zazwyczaj wraz z rodzicami, trwają maksymalnie kilka godzin. Czasem możliwe jest zostawienie starszego dziecka samego na pewien czas, czasem rodzic musi być obecny lub brać udział w aktywnościach razem z dzieckiem.
Jak było u nas?
Mieszkamy w Zurychu, w dzielnicy Seefeld. Mąż pracuje na pełen etat, ja długo zajmowałam się dziećmi i domem. Gdy nasza pierwsza córka miała 9 miesięcy, zaszłam w drugą ciążę. Pod jej koniec nie nadążałam już za naszym małym wulkanem energii i postanowiliśmy poszukać elastycznej opcji opieki nad pierworodną. Nie uśmiechało nam się zapisywanie jej na jeden dzień do Kity, gdyż tam trzeba by płacić konkretną kwotę niezależnie od tego, jak często faktycznie dziecko się w placówce pojawia, czyli np. gdy jest chore i musi zostać w domu lub gdy wyjedziemy odwiedzić dziadków w Polsce, to płacimy też za te “opuszczone” dni. Niania wydawała nam się stosunkowo kosztowna, zależało mi też na tym, żeby choć na kilka godzin mieć w domu ciszę i spokój oraz możliwość odespania zarwanych nocek. O Tagesmutter wtedy niewiele wiedzieliśmy, a z opinii innych rodziców na placach zabaw wynikało, że to bardziej “przechowalnia” dla dzieci niż miejsce, gdzie latorośl może się wyhasać i jeszcze przy okazji czegoś może nauczyć. Teraz sądzimy, że nasi rozmówcy chyba po prostu źle trafili.
Tammy’s Daycare
Przypadkiem usłyszeliśmy wtedy o Tammy’s Daycare. Jest to anglojęzyczna placówka, czynna od 8 do 18, gdzie dzieci można przyprowadzić wtedy, kiedy chcemy, na jak długo chcemy i jak często chcemy. Płacimy wyłącznie za ten czas, kiedy dziecko faktycznie było u Tammy, rachunek przychodzi co miesiąc pocztą. Za godzinę koszt wynosi 20 franków, natomiast za cały dzień nie zapłacimy więcej niż 95 franków. W przypadku dwójki dzieci (rodzeństwa) ceny te wynoszą odpowiednio 24 oraz 160 franków. Tammy codziennie przysyła nam przez WhatsApp kilka zdjęć dzieci i ewentualne krótkie informacje, jak sobie radzą, jeśli się niepokoimy i ją o to poprosimy.
Na ten moment było to rozwiązanie idealne. Po dwóch czy trzech dniach adaptacji (po godzinę/dwie) zaczęła chodzić tam raz lub dwa razy w tygodniu. Córce się u Tammy podobało, mogła się wyszaleć z innymi dziećmi, nawiązała przyjaźnie. Po urodzeniu drugiej córki i zakończeniu urlopu tacierzyńskiego męża, Tammy ratowała nas od totalnego wyczerpania, a starsza córka z chęcią spędzała tam czas.
Niezwykle istotne było też to, że płaciliśmy tylko za faktyczny pobyt u Tammy. W pierwszym roku chodzenia do żłobka dzieci zazwyczaj są chore co drugi tydzień. Łapią masę infekcji, ich układ odpornościowy co rusz napotyka nowych przeciwników i dzięki tej ekspozycji staje się po pewnym czasie silniejszy (u nas w drugim roku chorób starszej było jedynie ze dwie czy trzy). Do niefajnych doświadczeń przeziębień i innych infekcji nie dochodziła przynajmniej wątpliwa przyjemność płacenia za żłobek, gdy to ja musiałam dwoić się i troić, żeby zapewnić dwóm (starsza nie była samolubna i hojnie dzieliła się swoimi wirusami i bakteriami z młodszą) chorym dziewczynkom komfort i zajęcie.
Matrjoschka
Po kilku miesiącach stwierdziliśmy, że dobrym pomysłem byłoby też posłanie dzieci do placówki polsko- lub rosyjskojęzycznej (język męża). Ponieważ w Zurychu nie funkcjonowało (i z tego co wiem nadal nie funkcjonuje) polskie przedszkole, a jedynie spotkania typu Spielgruppe, zdecydowaliśmy się na jedną z rosyjskojęzycznych ofert, przedszkole Matrjoschka. Tam nasza pociecha uczęszcza raz w tygodniu od 8:15 do 18, płacimy 500 franków.
Kinderparadies
Ponieważ niedługo czeka nas też rozpoczęcie przez starszą córkę obowiązkowego przedszkola w języku niemieckim (po ukończeniu 4 roku życia), do dwóch placówek dodaliśmy też niemieckojęzyczną Kinderkrippe Kinderparadies dwa dni w tygodniu. Płacimy tam 1050 franków na miesiąc.
Podsumowując, nasza starsza pociecha uczęszcza do trzech różnych placówek (raz w tygodniu jest w domu ze mną), za 4 dni opieki płacimy około 2000 franków miesięcznie. Póki co podoba nam się to, że zbiera ona doświadczenia z różnych środowisk, ma kontakt z osobami z różnych kultur oraz z kilkoma językami. W każdym z tych miejsc ma swoich ulubionych kompanów do zabawy, uczy się nowych rzeczy i doświadcza różnorodności.

Translator and interpreter between Polish, English and German. Wife, mother of two girls, feminist. In Switzerland (her seventh country of residence) since 2017.