Moje doświadczenia z ciążą i porodem w Szwajcarii są generalnie pozytywne. Nie mam porównania sytuacji w Polsce i Szwajcarii, bo obie moje ciąże były prowadzone w Szwajcarii i obie córki urodziłam w tym samym szpitalu w odstępie 18 miesięcy. Co do tego, jak są ciężarne traktowane w przestrzeni publicznej, to miałam wrażenie, że 99% ludzi w ogóle nie zauważa brzucha lub jeśli zauważy, to go kompletnie ignoruje. Nikt nie próbował dotykać brzucha, zadawać niestosownych pytań (jeszcze nigdy nie usłyszałam komentarzy o czapeczkach dzieci lub ich braku podczas spacerów), ale też nikt spontanicznie nie rzucał się z pomocą (z jednym wyjątkiem, który się zdarza – wnoszenie i wynoszenie wózka z tramwaju ze schodkami): ludzie się z zasady nie wtrącają. Jednak jeśli grzecznie poprosić np. o ustąpienie miejsca w transporcie publicznym czy priorytetowej kolejce w supermarkecie, to zawsze znajdzie się ktoś, kto prośbę spełni. Jedynym wyjątkiem od tej reguły w moim doświadczeniu byli palacze, którym zupełnie nie przeszkadzało to, że wydmuchują dym prosto w twarz czekającej na autobus ciężarnej, bo przecież na przystanku palić wolno, więc to ja, zamiast usiąść spokojnie na jedynej ławeczce, mam stać kilka metrów dalej od siedzącego palacza, skoro to mi dym nie pasuje… Dlatego doceniam wszystkich (w moim doświadczeniu nielicznych) palaczy, którzy zwracają uwagę na innych i “na dymka” odchodzą trochę w bok, gdy w okolicy są osoby w ciąży lub dzieci.

Koszty
Koszty wizyt kontrolnych u lekarza lub położnej, zleconych przez nich badań, witamin oraz innych leków pokrywa w 100% podstawowe (obowiązkowe) ubezpieczenie zdrowotne. Nie płacimy ani franczyzy, ani wkładu własnego. Co ważne: już od pierwszej wizyty po domowym pozytywnym teście, aż do 8 tygodni po porodzie! Trzeba tylko zwrócić uwagę, aby na każdym rachunku w rubryczce “powód wizyty” było wpisane ciąża/macierzyństwo, a nie choroba (jeśli oczywiście to kontrola w ciąży jest powodem wizyty u lekarza, a nie złamana noga czy przeziębienie): kilka razy musiałam dzwonić do ubezpieczyciela oraz ginekologa, aby naprawić ten błąd. Jeśli na rachunku z pierwszego trymestru będzie wpisane “choroba”, to nadal trzeba będzie zapłacić franczyzę i udział własny. Wiele osób o tym nie wie, a nieprawidłowo opisane rachunki można podobno skorygować nawet do pięciu lat po ich wystawieniu. Od drugiego trymestru ciąży ubezpieczyciel całkowicie pokrywa również koszty wizyt lekarskich z powodu choroby. Więc jeśli dopadnie cię na przykład zapalenie ucha środkowego (przerabiałam w drugiej ciąży), to finansowym szczęściem w nieszczęściu jest, że stanie się to w piętnastym tygodniu ciąży, a nie w dziesiątym…
Uwaga: niektóre medykamenty mogą nie zostać objęte zwrotem kosztów, jeśli nie ma ich na zatwierdzonej liście. Miałam ten problem z witaminą D, nie tolerowałam jej w formie oleju, więc przepisano mi na kolejnej wizycie tabletki, które już nie były refundowane (oczywiście uprzedzono mnie o tym fakcie).
W pełni pokrywane są też koszty porodu (w szpitalu, domu porodowym lub w domu – miejsce do ustalenia z osobą prowadzącą ciążę), 3 konsultacje z doradcą laktacyjnym, usługi położnej przed, w trakcie oraz po porodzie (maksymalnie 10 wizyt domowych do 56 dni po porodzie; do 16 wizyt w przypadku pierwszego dziecka, wcześniaka, wieloraczków lub cesarskiego cięcia), dofinansowane mogą być też kursy szkoły rodzenia, część kosztów kupna lub wynajmu laktatora ze szpitala lub apteki. Niektórzy ubezpieczyciele wypłacają również dodatek za karmienie piersią, tak zwane Stillgeld – kiedyś było to powszechne, teraz spotykane jest rzadziej. Mój ubezpieczyciel tego nie miał w swojej ofercie.
Darmowe jest również poradnictwo dla matek i ojców. W Zurychu jest tych placówek dość sporo, można tam przyjść w dni, w które mają otwarte bez umawiania się (a przynajmniej tak było przed pandemią), zważyć i zmierzyć dziecko oraz porozmawiać z kimś w kwestiach problematycznych, ale niewymagających interwencji lekarskiej, np. sprawy wychowawcze, oferta okolicznych żłobków czy grup zabaw dla dzieci, zajęć dodatkowych…
Jeśli ktoś ma jedynie ubezpieczenie podstawowe, ale chciałby mieć pojedynczą salę poporodową, możliwość noclegu dla partnera oraz starszych dzieci lub rodzić w szpitalu całkowicie prywatnym itp, to można za takie podwyższenie standardu dodatkowo jednorazowo zapłacić. Gdy ja rodziłam w szpitalu Hirslanden Klinik mając wyłącznie ubezpieczenie podstawowe, taki luksus oferowano mi za około 10 tysięcy franków. Gdybym miała również dodatkowe prywatne ubezpieczenie szpitalne, to nie musiałabym nic dopłacać, ale uwaga: takie dodatkowe ubezpieczenie często ma pewien okres karencji, zazwyczaj rok. Więc jeśli ktoś chciałby z tego skorzystać, to warto się dowiedzieć dokładnie jak to jest u danego ubezpieczyciela i zacząć płacić składki na minimum rok przed planowanym zajściem w ciążę. Z ubezpieczeniem tylko podstawowym jest się po porodzie w sali wieloosobowej (w moim przypadku dwuosobowej, jeśli jako osobę rozumiemy diadę matka-noworodek).
Wybór lekarza, położnej, szpitala
Tutaj trochę zależy od rodzaju ubezpieczenia. Generalnie wybór jest nasz, ale ubezpieczenie może nam to trochę ograniczyć. Gdy ja kontaktowałam się ze swoim, wybór ginekologa prowadzącego ciążę miałam raczej nieograniczony, a szpital (musiał być w moim kantonie zamieszkania) wybrałam ten, do którego mieliśmy najbliżej. Gdy byłam w pierwszej ciąży, szpitale organizowały wieczory informacyjne dla osób ciężarnych, podczas których można było zapoznać się z ofertą szpitala, zadać pytania, czasem również obejrzeć przykładowe sale porodowe oraz poporodowe. Aby zachęcić do siebie i swojej kuchni, czasem oferowano również kanapeczki i inne przekąski. Gdy byłam w połowie drugiej ciąży, na początku pandemii, owe spotkania czasowo odwołano. Obecnie część szpitali organizuje je online lub umożliwia krótki indywidualny “obchód” z zachowaniem zasad higienicznych.
Z ubezpieczeniem podstawowym nie miałam wolnego wyboru lekarza będącego przy porodzie / przeprowadzającego ewentualne cesarskie cięcie. Dla mnie nie miało to większego znaczenia, gdyż i tak niezbyt wiedziałam, według jakich kryteriów tego lekarza wybrać, więc w sumie cieszyłam się, że nie muszę sobie tym zaprzątać głowy. Lekarza “do porodu” przydzielono mi, gdy wybrałam ostatecznie szpital. Ostatnie dwie-trzy wizyty kontrolne przed porodem miałam już nie z ginekolożką, która prowadziła moją ciążę, ale właśnie z ginekolożką (trafiałam prawie na same kobiety), która miała być przy moim porodzie.
Swoją położną znalazłam na liście ze strony hebammensuche.ch (skontaktowałam się chyba z czterema, choć dość późno, bo wszystkie miały już napięty grafik, ale jedna z nich stwierdziła, że mnie jednak “wciśnie”). Położna odwiedziła mnie raz w szpitalu, a potem kilka razy w domu. Wizyta domowa to oględziny i ważenie dziecka, oglądanie mojej blizny po cc, krótka rozmowa i kilka porad na ewentualne problemy, kilka ćwiczeń mobilizujących dla mnie i w sumie tyle. Słyszałam opowieści o położnych, które podczas wizyt wręcz zmywały naczynia zalegające w zlewie, aby trochę odciążyć młodą matkę, stosowały akupunkturę, masaże i kto wie co jeszcze, ale u mnie obyło się bez takich atrakcji. Po drugim porodzie położna przyszła do mnie jedynie dwa razy ze względu na pandemię, a ja zainwestowałam w wagę dla niemowląt aby móc później sama monitorować przyrost masy ciała mojego drugiego malucha.
Przygotowanie do porodu, zajęcia poporodowe
Tak jak już wspominałam, zajęcia “szkoły rodzenia” są częściowo refundowane przez ubezpieczyciela (zazwyczaj zwrot do 150 franków, moje zajęcia kosztowały dwa razy tyle). Tu też mamy spory wybór, bo są opcje jednodniowe, weekendowe, kilkutygodniowe, z przyszłym tatą lub bez, dla pierworódek, dla mam doświadczonych, indywidualnie lub w grupie… Można na nie uczęszczać w odpowiednikach naszych domów kultury, centrach dzielnicowych lub też w wybranym przez nas do porodu szpitalu. Ważne: kurs musi być organizowany przez położną lub organizację położnych, aby móc starać się o zwrot części kosztów z ubezpieczenia podstawowego.
Oprócz samego przygotowania do porodu, istnieje szeroka oferta różnych kursów, na przykład gimnastyka w ciąży, joga dla ciężarnych, zajęcia w wodzie; po porodzie zajęcia dla samych mam lub mam z dziećmi, joga, masaże…
Ja korzystałam z tej oferty jedynie w pierwszej ciąży. Uczęszczałam na kilkutygodniowy kurs szkoły rodzenia (jedno czy dwa spotkania również z przyszłymi ojcami), jogę dla ciężarnych oraz jogę po ciąży z dziećmi (tu niezbyt byłam zadowolona, gdyż noworodki wymagały karmienia, tulenia, zmian pieluszek i nie zawsze chciały drzemać akurat podczas zajęć, więc dość często połowę czasu trzy-cztery mamy spędzały na opiece nad maluchem zamiast na ćwiczeniach, a jedno płaczące dziecko rozpoczynało efekt domina wśród spokojnej reszty). Skusiłam się też na masaż dla dzieci, co w naszym przypadku okazało się klapą. Ponieważ w drugą ciążę zaszłam dość krótko po pierwszej i wszystkie informacje uzyskane podczas kursu były jeszcze stosunkowo świeże w mojej głowie, a w domu była wymagająca uwagi pierworodna, odpuściłam sobie powtarzanie kursu. Zamiast gimnastyki chodziłam kilka razy w tygodniu na mój ukochany basen (osobiście w zajęciach jogi, a dokładniej położnej je prowadzącej, irytowało mnie po pewnym czasie bezustanne podkreślanie jej mistycyzmu, czakr, przepływów energii oraz innych podobnych kwestii, zamiast skupienia się na poprawności wykonywanych ćwiczeń lub wyjaśnienia, w czym nam dane ćwiczenie może pomóc). Niestety, i tu pandemia postanowiła się wtrącić, skutkiem czego w połowie mojej drugiej ciąży basen zamknięto dla wszystkich oprócz profesjonalnych sportowców, a ja do końca mojego czasu “w dwupaku” musiałam obejść się smakiem i zadowolić jedynie spacerami.
Pobyt w szpitalu: poród, opieka poporodowa



Z pobytów w szpitalu mam praktycznie same dobre wspomnienia. Sala porodowa była przestronna, z dużą kanapą dla partnera, wanną do porodu w wodzie, łazienką en suite, wypasionym łóżkiem oraz sznurami zwisającymi z sufitu, dzięki którym łatwiej było mi wstać z pozycji leżącej. Przyniesiono również piłkę gimnastyczną i podejrzewam, że gdybym poprosiła o kolejne gadżety i przedmioty pomocne w procesie porodu, to nie byłoby z ich dostarczeniem większego problemu. Przy pierwszym porodzie do szpitala dotarliśmy dokładnie w spodziewany termin rozwiązania, w środku nocy, z częstymi i bolesnymi skurczami. Proponowano mi różne sposoby łagodzenia bólu, z których korzystałam, włącznie z relaksującym pobytem w wodzie, muzyką, przytłumionym światłem. Później proponowano również środki znieczulające, najpierw łagodniejsze, w końcu znieczulenie zewnątrzoponowe, w kręgosłup. Dopiero po tym ostatnim odczułam prawdziwą ulgę i zdałam sobie sprawę z tego, że te poprzednie opcje dały mi jedynie ułamek tego komfortu, co wkłucie. Co kilkanaście minut zaglądał do nas ktoś, aby się zapytać czy wszystko ok i czegoś nie potrzebujemy, co pewien czas przychodziła też położna skontrolować sytuację lub coś doradzić.

Po 11 godzinach bez znieczulenia, a 17 od rozpoczęcia skurczów, kilku kontrolach lekarza i położnych oraz pogarszającej się sytuacji, zapadła decyzja o cesarskim cięciu z uwagi na stan dziecka. Wszystko przebiegło sprawnie i bez zbędnego ociągania, kilkadziesiąt minut później mój mąż miał już na rękach naszą pierworodną i podawał ją do ważenia. Po zszyciu przewieziono mnie na salę pooperacyjną, po chwili dołączył do mnie mąż z małą. Sali poporodowej przez pierwsze dwa dni nie dzieliłam z nikim oprócz mojej córki, mąż przychodził codziennie na kilka godzin. Na trzeci dzień dołączyła do nas pani po planowym cięciu i jej intensywnie płaczący synek. Czwartego dnia, po nocy z małą ilością snu, wypisano nas do domu. Przez cały pobyt byłam pod wrażeniem naprawdę szybko reagującego i niezwykle uprzejmego personelu, od lekarzy, przez położne i osoby przynoszące posiłki, aż po panie sprzątające. Pani, która wykonywała na mnie zabieg laserem w związku z podrażnieniami przy karmieniu piersią, żartowała sobie ze mną, zakładając okulary ochronne, że jesteśmy niby na tropikalnej wyspie w pełnym słońcu i zaraz nam przyniosą drinki z palemką 😀 Jeśli jakaś świeżo upieczona mama czuła, że potrzebuje odpoczynku, można było poprosić o zabranie noworodka na pewien czas, aby w ciszy i spokoju móc pospać lub po prostu poleżeć. Nie było również problemu z zaoferowaniem mleka modyfikowanego, jeśli tak sobie życzyła matka. W pokoju poporodowym była osobna łazienka, łóżka miały elektryczną regulację w chyba każdym kierunku, przy łóżku była konsola z telefonem oraz małym telewizorkiem i blatem-stoliczkiem dzięki któremu bardzo wygodnie było konsumować przepyszne posiłki nie wstając z łóżka, a jedynie dopasowując kąt podparcia i jego wysokość. W trakcie pobytu noworodek miał zapewnione wszystko, co potrzebne: pampersy, ubranka, smoczek, tetrowe pieluszki i śpiworek do spania. Również dla mnie było praktycznie wszystko, czego mogłam sobie zażyczyć: podstawowe kosmetyki w łazience (oprócz pasty i szczoteczki do zębów), koszula szpitalna, podkłady poporodowe, siatkowe majtałasy, butelka do podmywania… Wychodząc do domu mogliśmy zabrać ze sobą napoczęte opakowania środków higienicznych, smoczek, butelkę do podmywania, dostaliśmy w prezencie również specjalne dziecięce nożyczki do paznokci oraz termometr. Na posiadaczy ubezpieczenia dodatkowego czekały całe torby pełne gadżetów z logo szpitala, zawartości nie znam dokładnie, ale były to raczej rzeczy, które się naprawdę przy noworodku przydają, porządnej jakości.



Drugi poród i pobyt szpitalny przypadł na zaraz po pandemicznym lockdownie… Szykowałam się już na poród bez męża, ale okazało się, że na sam poród mógł on jednak być razem z nami i potem kangurować naszą drugorodną, gdy mnie zszywali. Jedynie przed porodem spędziłam 24 godziny sama w pokoju czekając na wynik testu na Covid-19, oraz 4 dni po porodzie nie wychodziłam ze swojej sali dalej niż do łazienki. Wbrew wszystkiemu wspominam ten czas chyba nawet lepiej niż pierwszy poród, bo z przyczyn pandemicznych nie miałam w ogóle współlokatorki w sali (nie liczę oczywiście noworodka), a drugorodną pokazywałam mężowi stojąc przy oknie, gdy codziennie przychodził w trakcie spaceru z pierworodną pod szpital, jak za dawnych czasów w Polsce, które znam z romantycznych opowieści moich rodziców. Druga córka okazała się kochać sen prawie tak mocno jak ja, więc do domu wróciłam na tyle wypoczęta, na ile można wypocząć świeżo po porodzie 😉


Posiłki szpitalne to jedna z rzeczy, które chyba najbardziej dotkliwie pokazują różnice między Szwajcarią a Polską. Po zameldowaniu się w rejestracji szpitala i przejściu do przydzielonego pokoju prawie zaraz zjawiła się przemiła pani dzierżąc w dłoniach menu na dany tydzień oraz wizytówkę z numerem telefonu pod którym mogłam zgłosić moje życzenia dotyczące tego, czym będę karmiona. Na śniadanie była opcja kilku rodzajów chleba i bułek, dżemów, szynek, sera, jogurtu, kawy lub herbaty, soku i świeżych owoców… Na obiad i kolację codziennie można było wybrać z czterech opcji dania pierwszego, trzech opcji dania drugiego oraz dwóch opcji deseru. Wśród tych możliwości pogrubieniem (hehe) zaznaczano opcje lekkostrawne, mniej kaloryczne i lepiej zbilansowane, specjalnie dla pacjentów z cukrzycą, problemami trawiennymi lub zwyczajnie dbającymi o linię. Zawsze był też wariant wegetariański. Jeśli żadne z oferowanych dań nie przypadłoby mi do gustu, mogłam zamiast tego za dodatkową opłatą zamówić coś z karty dań restauracji (dla pacjentów z ubezpieczeniem dodatkowym taka podmiana była za darmo lub ze zniżką). Za darmo również mogłam zadzwonić i poprosić o herbatę o (prawie) każdej porze dnia. Muszę przyznać, że niewiele znam restauracji, które serwują tak pyszne posiłki jak w Klinice Hirslanden. Wychodząc do domu wiedziałam, że będę tęsknić i z rozrzewnieniem wspominać szpitalną strawę…






Co (i kiedy) trzeba załatwić?
Ale wracając na ziemię: jeśli dopiero co zobaczyłaś wyczekiwane dwie kreski na teście ciążowym, to ogrom informacji i spraw do załatwienia może wydawać się przytłaczający. Moim zdaniem najlepiej jest rozbić to sobie na pewne etapy, przygotować listę i po kolei odhaczać. No więc co i kiedy należy zrobić, aby wszystko poszło sprawnie?
- Poinformowanie pracodawcy: nie jest to obowiązkowe, jeśli ciąża nie ma wpływu na pracę, jednak gdy nie jest się już w stanie należycie wykonywać swoich obowiązków, trzeba pracodawcę poinformować. W czasie ciąży i 16 tygodni po rozwiązaniu nie można zostać zwolnionym, chyba że na własne życzenie, za porozumieniem stron, lub jeśli jest to okres próbny. Ja sama nie byłam w czasie moich ciąż zatrudniona, więc nie mam doświadczeń z tym związanych. Ustawowo po porodzie ma się 14 tygodni urlopu, podczas którego przysługuje nam 80% wynagrodzenia sprzed porodu. W Szwajcarii w prawidłowo przebiegającej ciąży kobiety zazwyczaj pracują aż do porodu, rzadkością są zwolnienia lekarskie jeśli nie ma poważniejszych komplikacji.
- Ubezpieczenie dodatkowe (szpitalne): najlepiej zawrzeć przed rozpoczęciem starań o ciążę, warto dowiedzieć się szczegółów u swojego ubezpieczyciela i przekalkulować, czy na pewno nam się opłaca i będziemy korzystać z jego bonusów takich jak akupunktura czy masaże.
- Wybór lekarza (lub położnej) prowadzącego ciążę: zaraz po wykonaniu testu skontaktować się z ubezpieczycielem, dowiedzieć jaki mamy wybór, i udać się do wybranego lekarza na wizytę aby potwierdzić ciążę – pamiętając o tym, aby na rachunku pojawiło się słowo ciąża lub macierzyństwo jako powód wizyty. Jeśli już masz ginekologa, z którego jesteś zadowolona, to wybór jest prosty.
- Wybór szpitala: przed 30 tygodniem ciąży zgłaszamy to do lekarza prowadzącego. Warto wcześniej odwiedzić szpitale podczas wieczorów informacyjnych. Istotna może być odległość od miejsca zamieszkania oraz ewentualnie posiadanie przez dany szpital oddziału neonatologicznego jeśli z maluszkiem byłoby coś nie tak jak trzeba.
- Wybór położnej: lepiej wcześniej niż później, ja zaczęłam szukać w połowie ciąży i już było z tym krucho. Szukać można np. na www.hebammensuche.ch
- Wybór pediatry: tu też lepiej rozejrzeć się nieco wcześniej. Pediatrę wybieramy przed porodem, kontaktujemy się i pytamy, czy przyjmują nowych pacjentów. U nas nie było problemu, pierwszy wybrany gabinet zgodził się nas przyjąć, a drugą córkę wzięli już praktycznie automatycznie (chociaż też trzeba było zapytać).
- Wyprawka: radziłabym nie zwlekać zbyt długo i mieć już przygotowane podstawowe rzeczy najpóźniej w 30 tygodniu ciąży. Ubranek w najmniejszym rozmiarze, podobnie jak najmniejszych pampersów, nie potrzeba tak wiele jak nam się może wydawać, jeśli nasze dziecko urodzi się w terminie. Według mnie minimum to: łóżeczko, kilka prześcieradeł, ochraniacze na materac, śpiworki do spania, przewijak, szczelny kosz na pieluchy, pieluchy tetrowe do wycierania dziecka, smoczek, ubranka, krem jeśli wystąpią odparzenia, nożyczki, termometr, odsysacz smarków, wanienka i ręczniki. No i fotelik do samochodu, wózek oraz chusta do noszenia (dla mnie wspaniały wynalazek).
- Ubezpieczenie dla dziecka: co prawda pobyt w szpitalu zdrowego maleństwa jest pokrywany z ubezpieczenia podstawowego matki, to jeśli coś byłoby nie tak, to za dodatkowe leczenie i zabiegi płaci już ubezpieczenie dziecka. Przed porodem można zawrzeć też ubezpieczenie dodatkowe, które może okazać się niedostępne po urodzeniu dziecka jeśli stwierdzone zostaną np. jakieś choroby wrodzone.
- Żłobek dla dziecka: jeśli po urlopie macierzyńskim planujemy powrót do pracy na pełny lub prawie pełny etat, to warto zapisać dziecko do żłobka z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, będąc jeszcze w ciąży. Istnieją też inne opcje opieki nad dziećmi, szerzej opisałam je we wpisie tutaj https://polkowska.ch/pl/opieka-nad-dziecmi/
- Szkoła rodzenia: radzi się zaplanować to tak, aby do 30 tygodnia zakończyć już kurs. Zapisać się można więc już na początku ciąży, tak aby zacząć chodzić na zajęcia mniej więcej w połowie ciąży lub nieco wcześniej.
- Dokumenty: tutaj sporo może zależeć od kantonu, od obywatelstwa rodziców i innych czynników. Radziłabym jak najszybszą wizytę w lokalnym urzędzie stanu cywilnego lub kontakt mailowy, aby dowiedzieć się dokładnie jakie dokumenty będą wymagane do wydania aktu urodzenia oraz pozwolenia na pobyt. (Dla osób mieszkających w Zurychu: wystarczy wypełnić formularz pod tym linkiem aby w ciągu kilku dni otrzymać odpowiedź i listę wymaganych dokumentów: https://www.stadt-zuerich.ch/prd/de/index/bevoelkerungsamt/geburt/kontaktformular-geburt.html) U nas były to pełne odpisy aktów urodzenia oraz aktu małżeństwa (nie starsze niż 6 miesięcy) z tłumaczeniem przysięgłym na niemiecki, kopie dokumentów tożsamości, później wypełniony formularz m.in. z imieniem dziecka (można go wypełnić przed lub po porodzie), później zdjęcie dziecka do pozwolenia na pobyt i opłata za wydanie dokumentów. Przy drugim dziecku nie musieliśmy ponownie składać tych samych dokumentów. Jeśli rodzice dziecka nie mają ślubu, to potrzebna jest również deklaracja ojcostwa.
Polski Paszport
W kwestii paszportu: aby móc z dzieckiem urodzonym w Szwajcarii podróżować do Polski (lub gdziekolwiek poza Szwajcarię), należy wyrobić mu dowód, paszport lub paszport tymczasowy. Informacje o paszportach i dokumentach potrzebnych do wyrobienia paszportu znaleźć można tutaj: https://www.gov.pl/web/szwajcaria/sprawy-paszportowe-informacje-ogolne.
Generalnie rzecz biorąc, jeśli nam się nie spieszy, to najwygodniej chyba załatwić od razu paszport na 5 lat. Potrzebne do tego będą:
- wypełniony wniosek o wydanie paszportu
- obecność obojga rodziców i okazanie własnych dowodów tożsamości przy składaniu podpisów w obecności urzędnika (lub jeśli tylko jeden rodzic składa wniosek: notarialna zgoda drugiego, prawomocne orzeczenie sądu o tym, że drugi rodzic nie ma prawa decyzji w sprawie paszportu lub zgodę sądu na wydanie paszportu bez zgody drugiego rodzica, odpis zupełny polskiego aktu urodzenia z którego wynika, że ojciec jest nieznany lub akt zgonu drugiego rodzica)
- odpis zupełny lub skrócony polskiego aktu urodzenia, jeśli nie nadano jeszcze numeru PESEL
- kolorowe zdjęcie paszportowe
- gotówka
Aby uzyskać polski akt urodzenia, należy w polskim urzędzie stanu cywilnego złożyć tłumaczenie przysięgłe na polski szwajcarskiego aktu urodzenia oraz oryginał tego szwajcarskiego aktu. Można tego również dokonać za pośrednictwem konsulatu (do konsulatu przynosimy wtedy wniosek o transkrypcję, szwajcarski akt urodzenia, tłumaczenie przysięgłe na polski oraz opłatę).
Nam się trochę jednak spieszyło i postanowiliśmy najpierw wyrobić pierworodnej paszport tymczasowy, a dopiero będąc w Polsce, paszport zwykły (na 5 lat). Aby się do tego przygotować, w odpowiednich urzędach stanu cywilnego w moim rodzinnym mieście ustanowiłam pełnomocnictwo dla mojego taty, po otrzymaniu szwajcarskiego aktu wysłałam go listem poleconym do taty, on go dał do tłumaczenia u tłumaczki przysięgłej w Polsce, złożył jako mój pełnomocnik w urzędzie stanu cywilnego wniosek o transkrypcję aktu urodzenia, a gdy go otrzymał, wysłał mi go z powrotem do Szwajcarii. W ten sposób mieliśmy dość szybko (i chyba taniej niż w konsulacie, choć nieoceniona była pomoc mojego taty) w garści polski akt urodzenia. Złożyliśmy wniosek o paszport tymczasowy, pojechaliśmy do Polski. W Polsce złożyliśmy wniosek o nadanie numeru PESEL oraz wniosek o paszport w polskim urzędzie. W międzyczasie pojechaliśmy z powrotem do Szwajcarii, a przy okazji kolejnej wizyty w Polsce, odebraliśmy gotowy paszport.
Po urodzeniu drugiej córy nie planowaliśmy już tak częstych wizyt w Polsce, a i nie spieszyło się nam specjalnie, więc polski akt urodzenia załatwiliśmy tą samą drogą, co w przypadku pierworodnej, a w konsulacie w Bernie złożyliśmy wniosek o paszport zwykły razem z wnioskiem o nadanie numeru PESEL.
A propos zdjęć do dokumentów: te pierwsze zrobiliśmy sami, kładąc się na podłodze, na sobie białe prześcieradło, a na to wszystko niemowlę… Po wykonaniu jakichś 50 zdjęć komórką udało się znaleźć ze dwa ujęcia, które się w miarę nadawały 😉 Potem wydrukowaliśmy je w odpowiednim formacie w automacie w supermarkecie nieopodal.
A co, gdy dwie kreski nie były wcale wyczekiwane?
W Szwajcarii wszystkie kobiety mają prawo do przerwania ciąży do 12 tygodnia bez podania przyczyny. Aborcja w późniejszym terminie jest możliwa jedynie na wskazanie lekarskie. Koszt aborcji (od około 500 do 3000 franków) pokrywa podstawowe ubezpieczenie zdrowotne, jednak inaczej niż w przypadku ciąży, musimy sami zapłacić franczyzę oraz wkład własny, czyli jest to traktowane jako choroba. Kobiety nie mające zameldowania i ubezpieczenia w Szwajcarii, które jednak chciałyby podczas swojego pobytu tutaj aborcji dokonać, mogą to zrobić, ale muszą zapłacić całość kwoty z własnej kieszeni. Po pozytywnym teście domowym należy udać się do ginekologa, aby ciążę potwierdzić, ustalić jej wiek i sprawdzić, czy rozwija się prawidłowo. Następnie można skorzystać z darmowej porady (nie jest to obowiązkowe) i ustalić termin aborcji z lekarzem. Lekarz przed podaniem tabletek (możliwe do 7. tygodnia ciąży) lub zabiegiem chirurgicznym przeprowadza obowiązkową rozmowę z kobietą, wyjaśniając jej procedurę, doradzając w kwestii antykoncepcji itp. Rozmowa może odbyć się na kilka dni przed lub w dzień zabiegu. Nie ma w Szwajcarii obowiązkowego czasu na zastanowienie się i upewnienie w swojej decyzji. Pod tym linkiem lista lekarzy i szpitali wykonujących aborcje w Szwajcarii: https://schwangerschaftsabbruch.org/adressen-von-aerzten/
Jeśli utracisz ciążę…
Statystyki są nieubłagane: od 15 do 20% ciąż kończy się poronieniem przed 24 tygodniem ciąży. Obecnie w szwajcarskim prawie poronienie przed 24 tygodniem nie jest traktowane jako poród, więc koszty nie są pokrywane przez ubezpieczenie w 100%; jest to traktowane jako choroba i trzeba zapłacić franczyzę oraz wkład własny. Obecnie trwają prace nad zmianą tego prawa.
Any questions?
Przyznam się, że starałam się ująć w tym wpisie jak najwięcej informacji oraz osobistych doświadczeń z całego zakresu tematów związanych z ciążą, porodem i ogólnie macierzyństwem w Szwajcarii. Jeśli jednak ktoś ma jeszcze jakieś pytania lub chciałby, abym pewne kwestie szerzej omówiła, komentujcie! Odpowiedzi dodam później do tego wpisu lub jeśli pytań będzie więcej, zrobię osobny wpis “Macierzyństwo w Szwajcarii: Wasze pytania, moje odpowiedzi”.

Tłumaczka pisemna i ustna między polskim, angielskim i niemieckim. Żona, matka dwóch córek, feministka. W Szwajcarii (swoim siódmym kraju zamieszkania) od 2017 roku.
https://www.facebook.com/dorota.polkowska
https://www.instagram.com/mamatlumaczka